Ekspert od metamorfoz, założyciel Hair M Club i prowadzący „Aferę fryzjera” w TVN Style wyrusza na pomoc podupadającym zakładom fryzjerskim. W każdą sobotę na ekranach telewizorów bez skrupułów obnaża wady salonów fryzjerskich i braki pracującego w nich personelu. Kiedy trzeba, uczy podstaw zawodu, czasem podnosi na duchu. Bez ostrej reprymendy się nie obejdzie! Maciej Maniewski stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Po jego wizycie żaden salon nie jest taki, jak wcześniej. To nie jest program o fryzjerstwie, ale o fryzjerach – mówi o swoim show.
Jak to się stało, że stał się Pan prowadzącym program „Afera fryzjera”?
Wypracowałem sobie pozycję eksperta. Pozwolę sobie zacytować Maję Sablewską – ja bardzo ciężko pracowałem przy jej programie, tworząc spektakularne metamorfozy. Kiedy stacja potrzebowała kolejnego zastrzyku energii, znając doskonale moje zamiłowanie do edukacji, złożono mi taką propozycję. Cały czas podkreślam, że ja również chcę nowej jakości we fryzjerstwie. Program nie ma być jeżdżeniem po Polsce i krytykowaniem, że w salonach jest brudno, a personelowi brakuje umiejętności. To jest format, który ma nieść realną pomoc swoim bohaterom, ma coś zmieniać. Nie miałby sensu, gdyby nie ludzie, którzy razem z nami w pewnym sensie piszą jego scenariusz. To prawdziwy zapis zmagania się z zawodowymi problemami. Czasem chodzi również o to, aby fryzjerzy nie czuli się zamknięci w czterech ścianach swojego salonu i zostawienie sami sobie. To nie jest program o fryzjerstwie, ale o ludziach, którzy wykonują ten zawód.
Widzi Pan w nich czasem trochę siebie?
Tak. W końcu znam to doskonale. Popełniałem podobne błędy. Wiem, że człowiek uczy się całe życie, ale czasem chodzi o to, aby odrabiać lekcje skutecznie. Nie trzeba powtarzać ich w nieskończoność. Droga od pracownika do właściciela salonu u każdego jest trochę inna. Problemy, z jakimi trzeba się zmierzyć, bywają jednak podobne. Nie istnieje pakiet uniwersalnych rozwiązań, ale lata doświadczeń sprawiają, że pomoc, którą mogę zaoferować jest skuteczna.
Jest Pan surowy?
Kiedy trzeba – tak. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że chcę dawać uczestnikom programu wędkę, a nie rybę. Nie ma gotowych rozwiązań. Życie fryzjera to nieustanna praca. Jest jednak zestaw narzędzi, dzięki którym może być nieco łatwiej. Choć moje „łatwiej” na ogół wiąże się z nauką. Podstawa to porządna edukacja. Podczas każdego telewizyjnego spotkania staram się poświęcić temu wiele uwagi. Kamery oczywiście nie mogą pokazać wszystkiego. Ale wiem, że taka lekcja też jest potrzebna uczestnikom. Trening trwa czasem długie godziny. Kolejna ważna sprawa – to nie jest jednorazowe spotkanie…
Ma Pan kontakt z uczestnikami programu?
To świeża sprawa, więc więcej będę mógł powiedzieć dopiero za jakiś czas. Na pewno bardzo mi na tym zależy. Nie bez powodu zapraszam ich do Akademii Maniewski na szkolenia. Przez ostatnich 10 lat zaufało nam ponad 10.000 fryzjerów z całego kraju. Zależy mi również, aby adepci i fryzjerzy z mniejszym doświadczeniem obserwowali, w jaki sposób pracujemy w salonie. Nie mam maniery, że jestem tam gwiazdą. Marka Maniewski to pięćdziesięcioosobowy team i dziesięcioro edukatorów. Część z nich już znacie, przedstawiam ich w kolejnych odcinkach „Afery fryzjera” w TVN Style.
Czy mistrzowie też cały czas się uczą?
Oczywiście! Nic nie jest nam dane raz na zawsze. Dlatego tak często powtarzam, że ciągła edukacja to podstawa. Niedawno mój zespół spotkał się z Akademią Allilon – to najlepsi z najlepszych. Cieszymy się, że możemy pracować w takim gronie. Mam też pełne przekonanie, że poziom fryzjerstwa może być jeszcze wyższy. Cały czas nad tym pracuję.
Czy były rzeczy, które zaskoczyły Pana na planie?
Jasne. Po pierwsze trudność samej pracy. To coś zupełnie innego niż 7 edycji programu „Sablewskiej sposób na modę”, w którym brałem udział. Kiedy zostaje się głównym prowadzącym, praca staje się stresująca i totalnie odpowiedzialna. Na jeden odcinek składa się trud trzech dni, w tym dwóch nieprzespanych nocy. Proszę sobie wyobrazić, że jeśli trzy dni kręcimy jeden odcinek, to dwa zajmują nam już tydzień itd… Prowadzący taki format to jednocześnie opiekun, edukator, pomysłodawca niespodzianek i eksperymentator. To prawdziwe wyzwanie.
Czy Pana przygoda w roli „aferzysty” będzie mieć swój ciąg dalszy?
Taki mam plan. Wiem już, że będzie kolejna odsłona „Afery fryzjera” w TVN Style z moim udziałem. Ogłosiłem też specjalny konkurs dla fryzjerów z całej Polski. Nazwałem go żartobliwie „Afera Macieja”. Na zwycięzcę czekają szkolenia o wartości 10.000 złotych i moja opieka merytoryczna. Jestem pewien, że dwadzieścia lat moich doświadczeń może pomóc innym. Sam musiałem pokonać wiele przeszkód, rozwijając swoją firmę. Wiele się dzięki temu nauczyłem i uważam, że to wiedza, którą warto się dzielić.